piątek, 3 maja 2013

Siedmiogród, czyli jedziemy do Braszowa, Bran i Rosnov

Moja wizyta w Rumunii była dość pasjonująca. Z Cluj-Napoca wyruszyłem bladym świtem, bo o 5.30 musiałem już się stawić na dworcu. Podróż do Braszowa zajęła ok 6 godzin. Główne drogi są w miarę przejezdne, jednak jeśli chodzi o dziury w drogach, to możecie mi uwierzyć, że Polscy kierowcy nie powinni aż tak bardzo narzekać. Fakt widać, że do Rumunii popłynął spory strumień środków finansowych z UE na rozbudowę dróg i autostrad, gdyż dosyć często trzeba było się zatrzymywać w związku z ruchem wahadłowym. Co jednak w żaden sposób nie utrudniło kierowcy dotrzeć do celu podróży na czas.
Dworzec w Braszowie i jego okolice nie robią żadnego wrażenia, wręcz można by rzec nic specjalnego. Widoki typowej budowy socrealistycznej. Jednak jak już się dotrze do centrum, do starówki, to śmiało można rzec, że tutaj właśnie kończy się Europa. Mam na myśli tą chrześcijańską, rzymsko-katolicką część Europy. Starówka zadbana, bardzo klimatyczna, aż chce się po niej spacerować i cieszyć oczy tymi średniowiecznymi i renesansowymi zabudowaniami. Tutaj też można znaleść ślady nie tylko religii katolickiej, ale również ewangelickiej, żydowskiej oraz greko-katolickiej. Dlatego polecam, bo naprawdę warto się tu wybrać. Dla mnie to miasto to przedsionek do Europy, jednak co najważniejsze, nie jest jeszcze tak skomercjonalizowany, jak inne miasta w kierunku zachodu. A co najważniejsze miasto to jest zlokalizowane wśród gór, na których co jakiś czas znajdują się zabudowania starych fortec, do których też warto zajrzeć.
Zatrzymałem się w "Old Town Hostel", który akurat przechodził gruntowny remont, włącznie z wymianą okien. Mały, ciasny, jednak blisko najważniejszych atrakcji jakie Braszów oferuje. W hostelu poznałem niesamowitego człowieka imieniem Mark, który wyglądał niczym Jezus, a miał już 56 wiosen. Mark jest Luksemburczykiem i dość specyficznym przedstawicielem współczesnej ludzkości, wręcz dinozaurem. Zna osobiście Dalaj Lamę i jest totalnie wolnym, niczym nieograniczonym człowiekiem. W zeszłym roku, w kwietniu, wybrał się na pieszą wędrówkę z Portugalii do Tybetu w podzięce za uratowanie życia jego przyjaciółki. Jego podróż odbywa się dzięki drobnym datkom ludziom dobrej woli. Wspólnie z Markiem wdrapaliśmy się na górę, gdzie na szczycie niczym napis HOLLYWOD, widnieje i jest w nocy podświetlany napis BRASOV. Na górę można wjechać kolejką linową, aczkolwiek piesza wycieczka jest bardziej atrakcyjna. A z góry można już tylko podziwiać niesamowity widok na miasto i okolice oraz na inne okoliczne góry, wzniesienia, doliny, wybrzuszenia...
Z Braszowa jest całkiem niedaleko do Bran, gdzie znajduje się filmowy zamek Draculi, a można się tam dostać jednym z podmiejskich autobusów odchodzących z Autogara 2. Dla ludzi rządnych mocnych wrażeń mam złą wiadomość. Niestety zamek nie rzuca na kolana. Ba śmiało mogę stwierdzić, że w Polsce można znaleść bardziej okazałe i mroczne twierdze i zamczyska, niż ten znany na całym świecie... Kto był w Niedzicy to nic więcej w Branie nie odkryje. Tak po prawdzie w ogóle go nie kojarzę z żadnym z horrorów z wampirem Draculą w roli głównej. Zamek natomiast jest bardziej znany z tego, że sporą część swojego czasu spędziła tutaj ostatnia królowa Rumunii Maria Habsburg. Generalnie, arogancko i brutalnie podsumowując jaka królowa, taki kraj i taki zamek. Królowa piękna, jaki kraj, ale reszta nyndza z biedą. A jak nie od dziś wiadomo, "łod nyndzy do pinindzy", toteż potomkowie sławnej królowej odzyskali zamek i ciągną kasę z naiwnych turystów takich jak ja, ile się da. Potwierdzeniem tego są klimatyczne budy jak spod Gubałówki zlokalizowane u podnóża tego "strasznego i upiornego" zamku.
Po drodze do Bran mija się Rasnov i tutaj postanowiłem się zatrzymać w drodze powrotnej. Rasnov jest o tyle klimatyczny, że na górze znajduje się twierdza, żeby nie powiedzieć małe miasteczko zbudowane w średniowieczu przez okolicznych chłopów. Twierdza ta wzniesiona z powodu częstych ataków Tatarów, którzy często porywali lokalną ludność w jasyr, robi naprawdę spore wrażenie, a widok z góry jest piorunujący. Stąd można dostrzec horyzont Siedmiogrodu i praktycznie przenieść się w czasie do dawnych wieków średnich.
Na koniec z ciekawostek. W Rumunii bardzo popolarne są precle z solą, makiem i sezamem w cenie 1-1,5 LEI. Bardzo smaczne, szczególnie świeżo upieczone. Automaty na kawę są na banknoty. I pierwszy raz spotkałem się z jajomatem... tak skoro mogą być mlekomaty to czemu nie jajomaty. Zresztą w Rumunii wszystko jest możliwe ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz