sobota, 25 maja 2013

Powrót do szarej... Polski

Mimo iż taksówkę miałem zamówioną na w pół do szóstej, taksówkarz zapukał do drzwi hostelu piętnacie po piątej. Byłem już gotowy do wyjścia, chociaż głowa mocno mi ciążyła po ostatnim wieczorze. Na dworzec dojechaliśmy w piętnacie minut i miałem pół godziny do odjazdu. Dzięki temu mogłem podziwiać wschód słońca nad blokowiskiem rodem z lat 80-tych ubiegłego wieku, co pozwoliło mi odpłynąć wspomnieniami do osiedla "Przyjaźń" na którym się wychowałem i dorostałem w Starych Tarnowicach - OHIO górą!!!
Czas biegł powoli, jednak im było bliżej godziny odjazdu, tym bardziej zastanawiający był brak mojego autobusy. W końcu wybiła godzina 6-ta, autobusu jak nie było, tak nie przyjechał, a mało tego nagle zniknął z rozkładu jazdy?! Co wywołało nietylko moją konsternację. Na dworcu, dodajmy międzynarodowym, wybuchło niemałe zamieszanie. Podjechał autobus do Przemyśla. Ludzie zaczęli biegać po peronach. Wszyscy starali się zdobyć jakieś informacje. Kierowca autobusu do Przemyśla wprowadził dodatkowy chaos mówiąc, iż ten do Wrocławia miał wypadek i zeby kupować bilety na ten do Przemyśla.
Prawie wszyscy zrobili tak jak powiedział. Zostałem ja i jeden Hiszpan imieniem Fernando, który odbył wolontariat we Lwowie m.in. ucząc hiszpańskiego. Kiedy i nam się w końcu udało dotrzeć do kasy i potwierdzić, że rzeczywiście autobus z Kijowa miał wypadek i albo podstawią kolejny autobus za 3 godziny albo w ogóle dzisiaj nie przyjedzie. Ni jak się to miało z moimi planami, a konkretnie z wizytą u dentysty, gdyż tego dnia miałem umówiony termin na 18.30. Niewiele się zastanawiając kupiłem bilet na autobus do Przemyśla i to samo poradziłem Hiszpanowi. Kiedy wyszedłem na peron autokar prawie ruszał. W ostatniej chwili wskoczyłem do środka, kiedy kierowca ruszył. Zacząłem wołać, że jeszcze jeden pasażer za chwilę dołączy, bo właśnie kupuje bilet. Kierowca zatrzymał się przed szlabanem, a biedny Fernando z dwoma walizkami biegł niczym szalony struś pędziwiatr.
Do granicy dojechaliśmy po ok. 2 godzinach. Odprawa po stronie ukraińskiej przebiegła nawet skrzętnie, poza tym, że wygląd Hiszpana wzbudził wątpliwości ukraińskich celniczek. Rzeczywiście na zdjęciu wyglądał zupełnie inaczej niż w rzeczywistości. W końcu grupa trzech pań uznała, że to może być on i go puścili.
Między granicami była strefa bezcłowa. Ograniczenia to litr wódki i 2 paczki papierosów na głowę. Poza mną i Fernandem pozostali pasażerowie to Ukraińcy. Kiedy autobus stanął część wybiegła do sklepu, a pozostali pozasłaniali okna i zaczęli rozkręcać co się dało tj. siedzenia, głośniki, lampki i inne części wyposażenia, a następnie upychać przemycany towar. Ci co wrócili chodzili od pasażera do pasażera i wręcz błagali, że jeśli nic nie przewożą, aby wzięli to co kupili... I tak zostałem świadkiem kontrabandy ;-)
Dojechaliśmy do odprawy po polskiej stronie. Nie wiedzieć czemu, czy jakiś donoc czy co, autokar został od razu skierowany na dokładną kontrolę, która miała potrwać 3 godziny.
No to już zdążyłem do dentysty - pomyślałem wkurzony. Niemniej jednak ludzie nerwowo zaczęli się wściekać i głośno narzekać i prezentować celnikom swoje oburzenie, że mają plany, terminy, inne połączenia i żeby nas puścili i pozwolili kontynuować podróż kolejnym autobusem. Celnicy o dziwo się zgodzili i wtedy podjechał czerwony "wehikuł czasu" o nazwie Ikarus. Miał chyba z 40 jeśli nie 50 lat i nie był to typowy autobus miejski tylko wycieczkowy. Celnicy przystąpili do gruntownej odprawy. Wszyscy po kolei musieli otwierać walizki i wszystko było rzetelnie sprawdzane. Kiedy ja pokazałem polski paszport i zacząłem opowiadać jaki szmat drogi przebyłem, nawet nie musiałem rozpinać plecaka. Po raz pierwszy poczułem się obywatelem RP, któremu Państwo ufa... uf, uf...
Autobus ruszył z wielkim hukiem... przez co przez całą drogę zastanawiałem się czy da radę dojechać do celu, gdyż cały czas wydawał z siebie przeróżne dzwięki. Na szczęście udało się! Przemyśl godzina 10-ta, do wizyty u dentyski zostało 8,5 godz. - powinienem zdążyć. Dalszą podróż miałem dokonać pociągiem. Niestety w Krakowie potrzebowałbym ponad 1,5 godziny na przesiadkę. O dziwo pociąg relacji Przemyśl-Rzeszów-Kraków odjechał i przyjechał punktualnie. W Krakowie byłem po 15-tej i w te pędy rzuciłem się na dworzec autobusowy, gdzie złapałem busa odchodzącego do Katowic o 16-tej. Do Katowic dotarłem o 17.30, zatem została mi już tylko godzina do mej stomatologicznej wizyty, a tyle jedzie właśnie autobus do TG. Autobus linii 820 wyjechał 17.45, zatem nie było szans, aby być punktualnie. W drodze zadzwoniłem do mej wspaniałej mamy, która odebrała mnie na dwa przystanki przed tarnogórskim dworcem i podrzuciła autem do gabinetu dentystycznego. Kiedy przekroczyłem próg drzwi była godzina 18.28. I jak tu nie wierzyć w niemożliwe. Wystarczy chcieć i uparcie dążyć do celu, a także stawiać czoła wszelkim nieprzewidzianym przeciwnością :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz